girlinthemirror
Administrator
Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 1450
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: :) Płeć: Dziewczyna
|
Wysłany: Nie 15:37, 10 Kwi 2011 Temat postu: Etap III - Ankieta |
|
|
Nareszcie, po wielu trudach i dość długim czasie, mam wszystkie teksty i można głosować! Czas daję wam do 27 kwietnia.
Powodzenia!
Ogólne zakończenie:
Gwiazdy tak jasno świeciły na niebie, a ona znów siedziała na schodach i marzyła. Tym razem nie chciała już nic.
- Moje życie jest idealne! - szepnęła do siebie. Czuła się po prostu szczęśliwa i podobał jej się ten stan. Bo czy można być smutnym, gdy odkrywa się, że to, czego najbardziej się pragnie, jest tuż obok ciebie?
Praca nr 1
Cisza po burzy (miniatura)
Miała już tego dość. Ciągle brakowało jej czasu. Tak bardzo chciała wreszcie odpocząć od prac domowych, nauki i stałego nawału obowiązków. Szukała szczęścia i odpoczynku, ale jakoś nie mogła go znaleźć.
Tygodnie zlewały się w całość, tylko weekendy były niewielką chwilą wytchnienia, postojem w trakcie długiego biegu.
Jednak miesiące mijały szybko i – choć coraz trudniej było się uczyć – w końcu nastał cudowny dzień zakończenia roku szkolnego. W tamtej chwili zdecydowana była nawet polubić te dziesięć miesięcy żmudnej nauki, bo wiedziała, że zawsze po nich nastąpią całe dwa miesiące swobody. To zupełnie tak, jakby skończyła się burza i nastała błoga cisza. Ale nie złowroga i smutna, lecz spokojna i radosna.
Tego pięknego poranka, wszystko zwolniło. Zaczynały się wakacje! Nie musiała się już śpieszyć i stale uczyć. Szła lekkim krokiem przez pustą ulicę, trzymając w dłoniach świadectwo z paskiem. Niewielki podmuch wiatru owionął jej twarz, niosąc ze sobą zapach polnej łąki i górskiego powietrza. I wtedy właśnie zatęskniła za górami.
- Jakże ja bym chciała tam mieszkać… - westchnęła cicho do błękitnego nieba.
~*~
Gdyby mogła ujrzeć zdumienie na swojej twarzy, kiedy rodzice, wchodząc do domu, od progu oznajmili, że się przeprowadzają. Wszyscy – ona też. I do tego gdzie! W góry, w jej kochane góry! Nie, to zdawało się być snem, było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Jednak to była prawda.
Siedziała w zapakowanym po brzegi samochodzie i patrzyła jak krajobrazy migają jej za oknem. Już widziała siebie na dalekich szlakach i zielonych łąkach.
~*~
Stała na wysokim szczycie i podziwiała wspaniały widok. Zachodzące słońce oświetlało całą zieloną dolinę, która znajdowała się pod górą, a do której można się było dostać tylko schodząc stromym stokiem w dół. I czuła, że odnalazła wreszcie to, czego szukała – szczęście, zaklęte w postaci zielonych szczytów, cienistych lasów i szemrzących strumyków. Znów mogła słuchać śpiewnej opowieści wiatru, przedzierać się przez gąszcze delikatnych paproci i cieszyć oczy widokiem rzadkich kwiatów na leśnych polanach.
Słońce już całkowicie schowało się za horyzont, lecz jeszcze ostatnia łuna oświetlała niewielkim, różowawym pasmem niebo na zachodzie.
Wiedziała, że koniecznie musi wracać, ale nie śpieszyła się. Do domu miała niedaleko. Dopiero po jakimś czasie ocknęła się z zamyślenia i wróciła na drogę, prowadzącą do drewnianej chaty. Kiedy tam dotarła, było już zupełnie ciemno. Usiadła na schodach, prowadzących na werandę i uśmiechnęła się. Spełniło się jej życzenie.
Praca nr 2
Druga szansa (miniatura)
Krople deszczu uderzały o szyby w oknie zupełnie tak samo, jak łzy Cassie o drewnianą podłogę pokoju. Siedziała w kącie, z podkulonymi nogami dotykającymi mokrej brody i płakała. Właściwie to już nie płakała. To tylko łzy spływały po czerwonym policzkach. Dziewczyna miała wrażenie, że wszystko dzieje się mechanicznie, nie kontrolowała tego. Przez cały ten czas, gdy siedziała tak sama, sądziła, że pogoda nie jest przypadkowa. Czuła się tak jakby niebo płakało razem z nią, jakby podzielało jej smutek, który teraz ściskał serce dziewczyny. Zupełnie jakby chciał je zmiażdżyć.
-Nigdy więcej się nie zakocham! – krzyczała Cassie. Jak mogła nie widzieć tego, że Tyler ją zdradza? Ten idiota z niej zakpił, bawił się nią jak lalką, a później porzucił. Dziewczyna zaśmiała się smutno. Na myśl przyszło jej to, że w jakiś sposób jest ona podobna do tych wszystkich chusteczek higienicznych, które zużyła wczorajszego wieczoru. Tak, dokładnie. Cassie czuła się teraz jak chusteczka. Jak pognieciony kawałek papieru nadający się tylko do wyrzucenia. Papier, który już nigdy nie mógł być taki sam. Nieodwracalnie uszkodzony i koniec. Już nikt go nie chce.
- Dość tego! Koniec! Nie zamierzam więcej przejmować się tym gałganem. Czuję się już naprawdę dobrze i zamierzam być szczęśliwa. Tego właśnie chcę – powiedziała Cassie kilka tygodni później, gdy razem z Alice wychodziła ze sklepu z torbami pełnymi zakupów.
- O to chodzi dziewczyno! Nie przejmujemy się już żadnym Tylerem. – Alice zawsze pomagała wyjść przyjaciółce z trudnej sytuacji. Martwiła się o Cassie od dawna, ale tego dnia ucieszyła się, że dziewczyna w końcu wykrzesała z siebie odrobinę entuzjazmu.
Dziewczyny przeszły na drugą stronę ulicy, a potem skręciły za róg ulicy, gdy wpadły na przechodnia.
- Auuućć! Przepraszam najmocniej, ja nie chciałam. – To właśnie Cassie potrąciła ramieniem tajemniczego pana. Torby, które niosła, upadły na chodnik. Dziewczyna pośpiesznie schyliła się, aby pozbierać swoje nowe ubrania.
- Nie, nie. To moja wina. Zagapiłem się, to ja przepraszam. – Oczom dziewczyny ukazał się młody chłopak. Był wysoki, miał ciemne, lekko potargane przez wiatr włosy i czekoladowe oczy, które intensywnie się w nią wpatrywały. Był bardzo przystojny.
Przez moment ich spojrzenia się spotkały, patrzyli na siebie dłuższą chwilę. Alice przyglądała się temu wszystkiemu z małym zaskoczeniem, a zarazem wielkim bananem na twarzy. To czego pragnęła najbardziej w tej chwili, to szczęścia swojej przyjaciółki.
- Dziękuję – odpowiedziała Cassie wstając pośpiesznie z chodnika i zabierając torby z rąk chłopaka. – Musimy już iść.
Szarpnęła Alice za ramię i pośpiesznie ruszyła przed siebie.
- Zaczekaj! Zobaczymy się jeszcze? – krzyknął chłopak, ale żadna z dziewczyn nie odpowiedziała.
Po wyjściu ze szkoły następnego dnia, Cassie poszła do biblioteki miejskiej oddać wszystkie zaległe książki i trochę pobuszować między regałami. Uwielbiała czytać. Przyjemność sprawiało jej nawet samo dotykanie książek opuszkami palców. Była wielką marzycielką i molem książkowym.
- Znowu się spotykamy. To już drugi raz w ciągu dwóch dni. Czy ty mnie przypadkiem nie śledzisz? – odezwał się głos tuż obok dziewczyny.
- Ja? Zdecydowanie nie. Ale jeśli ty tak, to czy powinnam się bać? – uśmiechnęła się szeroko do chłopaka, którego potrąciła ubiegłego popołudnia.
- Zdecydowanie tak – odpowiedział z przekąsem. – Więc… „Duma i Uprzedzenie”, tak? - wskazał palcem na książkę, którą Cassie akurat trzymała w dłoniach.
- Niestety. Ta powieść to jedno z wielu moich uzależnień. Nie da się przejść obojętnie.
- Znam to uczucie. Cóż, nie znam jeszcze twojego imienia. Ja jestem Adam.
- Cassie.
Uścisnął jej dłoń z szerokim uśmiechem na ustach. Dziewczyna mu się podobała. Zachwycały go jej długie falowane włosy w kolorze ciemnego blondu, które niemal iskrzyły się w promieniach słońca wpadających przez okno biblioteki. Miała szczupłą, delikatną twarzyczkę i duże niebieskie oczy. Adama poraził głęboki błękit tych oczu. „Jest piękna”, pomyślał.
- Miło mi Cię poznać, Cassie. To jak, dzisiaj spacer w parku o 17:00?
- Słucham? – zaskoczył dziewczynę, ale podobało się jej to, że był dość bezpośredni. Wiedział jednak gdzie jest granica, nie był bezczelny. W jego zachowaniu było coś zabawnego, dało się wyczuć nutkę ironii, ale nie takiej złośliwej.
- No proszę Cię! Kupię ci watę cukrową.
Dziewczyna roześmiała się, a chłopak jej zawtórował.
– Myślisz, że polecę na różową watę cukrową? – spytała Cassie. Ta rozmowa jej się podobała.
- Hmm.. tak? – odpowiedział niepewnie.
- Cóż, właściwie to masz rację. Niech będzie.
- Świetnie. Jesteśmy więc umówieni. Założę nową koszulę – powiedział z cwaniackim uśmiechem na twarzy zbliżając się do drzwi. – A i był bym zapomniał. „Duma i Uprzedzenie” to naprawdę świetna powieść. – stwierdził i wyszedł na zewnątrz.
Cassie zjawiła się w parku punktualnie, była podekscytowana. Adam już tam czekał. Na początek dał jej różę w kolorze dojrzałej pomarańczy, co wywołało u dziewczyny dwa słodkie rumieńce na twarzy. Chodzili po mieście i długo rozmawiali jedząc watę cukrową i głośno się śmiejąc. Odkryli, że mają wiele wspólnych zainteresowań. Oboje dobrze się bawili, czuli się dobrze i bardzo swobodnie w swoim towarzystwie. Na koniec Adam zaproponował, że odprowadzi Cassie do domu, było już późno i robiło się ciemno.
- Naprawdę dobrze się dzisiaj bawiłam. Dzięki za wspaniały wieczór. I za watę cukrową. No i oczywiście za różę, jest piękna – mówiła Cassie, gdy oboje stali już przy drzwiach jej domu.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Także świetnie się bawiłem – chłopak uśmiechnął się szczerze. Dziewczyna dostrzegła w kącikach jego oczu urocze kurze łapki. – Słuchaj Cassie… Chciałbym coś teraz zrobić. Powiedz mi proszę jeśli nie, ale ja po prostu… chciałbym cię pocałować.
Dziewczyna stanęła jak wryta, czuła przyśpieszone bicie swojego serca i głośny oddech. Adam czekał krótką chwilę, ale Cassie nie odpowiadała. Patrzyła tylko na niego tymi swoimi błękitnymi oczami. Chłopak pochylił się do przodu i złożył na ustach dziewczyny delikatny i czuły pocałunek. Potem musnął opuszkami palców jej policzek i odszedł.
Cassie osunęła się powoli na schody przy drzwiach domu. Patrzyła za znikającą postacią chłopaka i zakryła twarz w dłoniach. Jak mogła być tak głupia? Dlaczego nie dostrzegała tego wcześniej? Jak mogła rozpaczać jeszcze kilka tygodni temu po stracie Tylera? Pamiętała, co myślała tamtego dnia. Sądziła, że jej życie straciło sens. Cóż za głupota! Dopiero teraz to sobie uświadomiła. Miała szczęśliwy dom, wspaniałych rodziców, kochającą się rodzinę. Przyjaciółkę na którą zawsze można liczyć, była lubiana przez rówieśników. W szkole miała dobre oceny, a czas wolny zabijała książkami i grą na gitarze. A teraz jeszcze ten chłopak.. Nie, to jeszcze nie była miłość, ale lubiła go, Adam się jej podobał. Chciała się z nim jeszcze spotkać. Ciągnęło ją do niego. Miała więc i kogoś na kim mogło jej zależeć. Nie potrzebowała do szczęścia niczego więcej.
Było już całkowicie ciemno. Spojrzała w górę. Gwiazdy tak jasno świeciły na niebie, a ona znów siedziała na schodach i marzyła. Tym razem nie chciała już nic.
- Moje życie jest idealne! - szepnęła do siebie. Czuła się po prostu szczęśliwa i podobał jej się ten stan. Bo czy można być smutnym, gdy odkrywa się, że to, czego najbardziej się pragnie, jest tuż obok ciebie?
Praca nr 3
Pełnia
Była późna noc grudniowa. W całym Chicago zalegał śnieg. Z ciemnej piwnicy małego, zrujnowanego budynku słychać było ciche łkanie. Ów głos należał do Alison Chester, piętnastoletniej, adoptowanej córki Samuela Chestera. Była ona brunetką o grubych, lśniących włosach i dużych, błękitnych oczach. Miała normalną sylwetkę i była nawet ładna. W tej chwili jednak trudno było to stwierdzić – jej włosy były wtedy brudne i rozczochrane, twarz blada i mokra od łez, zabłocone ubranie. Z nosa spływała jej cienka strużka krwi, na policzku widoczne były ślady pobicia. Owe ślady były dziełem Samuela, jej pijanego ojca.
W środowisku znany był jako kulturalny profesor, nigdy nie karany, spokojny i dobrze wykształcony. Każdy uważał, że wychowuje swoją córkę nowoczesnymi metodami, on sam często powtarzał jak bardzo ją kocha. Tylko ona znała prawdę – kiedy wracał do domu, od razu zasiadał przed telewizorem z piwem. Jakiś czas później, gdy słyszała głośne kroki na schodach lub wściekły krzyk, wiedziała, że opróżnił wszystkie butelki i choćby uciekała, dopadnie ją. Tego dnia jak zwykle zawołał ponuro:
- Alison! Przyjdź tutaj natychmiast, albo po ciebie pójdę!
Skończyło się jak zwykle – pobił ją do krwi, a następnie zepchnął ze schodów do piwnicy. Spędzała tam każdy wieczór, płacząc tak cicho, by nikt nie był w stanie jej usłyszeć.
Kiedy minęła północ i ojczym zapadł w sen, Ali wymknęła się do ogrodu.
Czuła jak chłodne powietrze przeszywa jej poobijane ciało. Ubrana była jedynie w luźną piżamę, a grudniowe noce zawsze są zimne. Dawało jej to pewną ulgę. Stała na środku, mokra od padającego śniegu, patrząc na księżyc w pełni.
- W legendach podczas pełni spełniają się życzenia. Proszę, niech moje życie stanie się normalne! Niech on z niego zniknie! – szeptała, czując jak po policzkach spływają jej łzy. Teraz już nie mogła ich zatrzymać. Nie chciała wracać do środka, przechodzić przez korytarz zabrudzony jej krwią, obok lekko niedomkniętych drzwi sypialni ojczyma. Jeszcze mógłby się obudzić! Wolała spędzić tę noc w ogrodzie, choćby miała zamarznąć. Cicho podeszła do tylnych schodów i usiadła na nich. Patrząc w niebo, marzyła o matce. Jeszcze pamiętała jej uśmiech, choć obraz był niewyraźny. Piękne, jasnobrązowe fale spływające po jej ramionach. Zawsze szczupła, wysportowana. Odkąd wyjechała do Afganistanu na misję wojskową, Alison już jej nie widziała. To wtedy Samuel zaczął pić. Cierpiał i uwalniał swoje cierpienie, bijąc córkę, która tak łudząco przypominała matkę. Ali była jej dzieckiem z pierwszego małżeństwa, choć nikt nigdy jej o tym nie powiedział. Jej ojciec zginął na froncie, gdy miała dwa miesiące.
Nie wiedząc kiedy, Ali zasnęła, zsuwając się ze schodów na biały, ośnieżony kawałek ziemi.
Obudziła się o świcie, słysząc wycie syren policyjnych. Powoli, z lekkim trudem, podniosła się z ziemi. Jej ciało zdrętwiało z zimna, trzęsła się. Cicho, ostrożnie stąpając po chłodnym śniegu, zbliżyła się do frontowej ściany domu, obserwując uważnie sytuację. Dwóch policjantów zabierało jej ojczyma, który wpadłszy we wściekłość, miotał się.
- Jestem niewinny! – krzyczał. Gdy ją zauważył, zaczął wykrzykiwać w jej kierunku – Ty! Tak, to na pewno ty mnie wydałaś! Mówiłem twojej matce – najlepiej byłoby się ciebie pozbyć! Przynosisz nam tylko nieszczęście, a nawet nie jesteśmy spokrewnieni!
Dziewczynka patrzyła na niego ze strachem i bólem, ale nie potrafiła wzbudzić w sobie ani odrobiny współczucia. Nie widziała już ojca, on był dla niej tylko potworem, niezdolnym kochać. Kiedy wepchnięto go do samochodu, w jej duszy pojawiło się nowe uczucie – ulga. Była wolna. Już nikt nie może jej bić. Nie zastanawiając się nad niczym, skierowała się ku drzwiom. Lekko je uchyliwszy, wsunęła się do środka. Dom, o dziwo, był czysty. Czuła, że nie jest sama, z kuchni zaś dobiegały dziwne odgłosy. Gdy tam doszła, ujrzała jasnowłosą kobietę krzątającą się przy stole. Wydawała jej się dziwnie znajoma, nie wiedziała jednak skąd. Kiedy kobieta ją zauważyła, uśmiechnęła się.
- Ali… - powiedziała. – Usiądź, usmażyłam ci omlet. Na pewno jesteś głodna.
Dziewczynka spojrzała na nią z niepokojem.
- Nie poznajesz mnie? – w głosie nieznajomej słychać było lekkie rozczarowanie, powątpiewanie i smutek. To sprawiło, że Alison przyjrzała się jej bliżej. Ten uśmiech, teraz tak wyraźny…
- Och, mamo, to naprawdę ty! – krzyknęła w końcu, obejmując matkę. Ona odwzajemniła uścisk.
- Pozwolili mi wrócić do domu. – rzekła. – Teraz już zawsze będziemy razem!
- Tęskniłam za tobą. Ojciec… - głos jej się załamał.
- Tak, wiem już wszystko. Ale jego już tu nie ma. Zostałyśmy same. Siadaj i okryj się czymś! Jesteś zziębnięta!
Z troską podała jej gruby sweter i uśmiechnęła się.
- Cieszę się, że znów tu jestem, z tobą. Tęskniłam! Kiedy byłam na froncie, myśl o tobie podtrzymywała mnie.
Obie się uśmiechnęły. Kolejne dni były dla Alison wprost cudowne – znów ktoś ją kochał, troszczył się o nią. Z ulgą spędzała wieczory nie musząc się bać tego, co następnie się stanie.
Podczas następnej pełni Ali wymknęła się do ogrodu. Gwiazdy tak jasno świeciły na niebie, a ona znów siedziała na schodach i marzyła. Tym razem nie chciała już nic.
- Moje życie jest idealne! - szepnęła do siebie. Czuła się po prostu szczęśliwa i podobał jej się ten stan. Bo czy można być smutnym, gdy odkrywa się, że to, czego najbardziej się pragnie, jest tuż obok ciebie?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez girlinthemirror dnia Nie 16:45, 10 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|